Kampania równych szans w Opocznie?
Od 7. października 2014 roku, kiedy zakończyła się rejestracja kandydatów do rad gmin i powiatów, kampania wyborcza do samorządu nabrała tempa dość wyraźnie. Zauważyć można jednak, że nie wszyscy kandydaci mają takie same możliwości. I nie jest to związane z zasobami finansowymi, lecz zajmowanym stanowiskiem. Niestety, praktyki niektórych kandydatów, o ile nie kolidują z prawem, są nieco na bakier z etyką. Nie mówię tutaj o korupcji wyborczej, o której informacje coraz częściej do nas docierają.
Wieczorem, 30. października otrzymałem zgłoszenie, że dwie pracownice Miejskiego Domu Kultury w godzinach pracy rozwieszały banery kandydatki do Rady Powiatu Opoczyńskiego, która jednocześnie jest ich przełożoną. Świadek zdarzenia stwierdził, że jedna z pań przedstawiła się mniej więcej słowami „ Jesteśmy z emdeku, będziemy zdejmować baner i powiesimy większy”.
31. października w godzinach porannych wpłynęło kolejne zgłoszenie, dotyczące tego samego incydentu, zaś dwa dni później napłynęła do nas informacja, że 30. października, również w godzinach południowych, pracownicy MDK rozwieszali baner przy ul. Westerplatte.
W piątek. 31-go, około południa odebrałem telefon. Z rozmowy wynikało, że przy ul. Perzyńskiego jeden z pracowników MDK, w godzinach pracy, rozwiesza baner wyborczy kandydatki do Rady Powiatu Opoczyńskiego. Udałem się więc na miejsce, wykonałem kilka zdjęć, po czym pojechałem do Urzędu Miejskiego, aby o sprawie poinformować Burmistrza Opoczna, który jest zwierzchnikiem w/w kandydatki.
Burmistrz wykonał notatki, po czym powiedział, że zaraz sprawą się zajmie. Jak nigdy, widać było na jego twarzy zdenerwowanie.
Gdy później z nim rozmawiałem, poinformował mnie, że p. dyrektor oznajmiła, iż człowiek wieszający baner przy ul. Perzyńskiego był tego dnia na urlopie. Oficjalnie odbierał godziny. Dziwne, bo rano do pracy przyszedł i po powieszeniu banera już do niej nie wrócił. A co, gdyby doszło wówczas do wypadku? Kto poniósłby odpowiedzialność?
P. dyrektor przyznała także Burmistrzowi, iż 30. października pracownice MDK wieszały baner na pl. Kilińskiego, ale jedna z nich, której obecność potwierdziła, robiła to poza, a właściwie przed godzinami pracy. Nasuwa się tylko jedno pytanie. Dlaczego panie przedstawiły się jako pracownice instytucji?
W międzyczasie dotarło do mnie, że w recepcji Miejskiego Domu Kultury, w widocznym miejscu leżą ulotki wyborcze, oraz że kandydatka wykorzystuje powierzone mienie gminne do celów promocyjnych.
W godzinach popołudniowych wybrałem się do MDK, gdzie stwierdziłem, że ulotki faktycznie leżą w dość eksponowanym miejscu. Zapytałem, czy mogę jedną z tych ulotek wziąć. W odpowiedzi usłyszałem, że tak. Wówczas zapytałem, dlaczego ulotki leżą w budynku użyteczności publicznej, należącym do Gminy. Oczywiście, nie bez sprzeciwu pani, która pełniła swoje obowiązki, wykonałem zdjęcie. Na fotografii widać również leżący na kontuarze, zwinięty baner wyborczy.
Usłyszałem wówczas, że ulotki należą do niej i są do prywatnego użytku. Szkoda jednak że każdy może tę ulotkę zobaczyć i ją sobie wziąć.
Chwilę później pojechałem do Kraśnicy, aby sprawdzić, czy prawdą jest, że baner wyborczy, promujący p. dyrektor, wisi na ogrodzeniu Domu Ludowego. Po przybyciu na miejsce, stwierdziłem, że jest to prawda, więc wykonałem stosowne zdjęcie. Warto zaznaczyć, że był to jedyny materiał wyborczy umieszczony na płocie świetlicy. Pozostałe skupione na niewielkiej powierzchni, wisiały kilka posesji dalej.
Ale to nie wszystko. 5. listopada dotarły do redakcji zdjęcia, przedstawiające zestaw plakatów wyborczych, którymi wyklejono okna świetlicy w Karwicach.
O ile kodeks wyborczy nie mówi wyraźnie, że w jednostkach organizacyjnych gminy, jaką jest Miejski Dom Kultury, nie można prowadzić kampanii wyborczej, to warto zastanowić się nad moralnością tego typu praktyk. Jest to miejsce pracy kandydatki, a to już kodeks wyborczy reguluje. Również pracownicy MDK, nawet będąc na „urlopie” nadal są jej bezpośrednimi podwładnymi i odmowa wykonania zlecenia może, choć nie musi, wiązać się z późniejszymi konsekwencjami. Jakby na to nie patrzeć, presja zawsze istnieje.
Poprosiłem Burmistrza Opoczna, aby zajął stanowisko w sprawie. Podczas rozmowy przeprowadzonej w czwartek (6.10) dowiedziałem się, że Burmistrz uznał takie działania za niedopuszczalne i nakazał kandydatce usunięcie wszystkich materiałów kampanijnych z budynków użyteczności publicznej podległych Gminie.
Jak dowiedziałem się, baner wiszący na ogrodzeniu świetlicy w Kraśnicy, został przewieszony w inne miejsce.
Pani dyrektor nie jest jedyna. We środę, 5. listopada zadzwonił telefon. Znów usłyszałem o dziwnych praktykach kandydata do Rady Powiatu Opoczyńskiego. Tym razem „jedynka” z list jednego z komitetów, korzystając z pomocy członka rodziny, będącego współwłaścicielem budynku, w którym znajduje się przychodna lekarska, postanowiła promować się w dość oryginalny sposób.
Pacjenci zapisywani są na zapisy na karteczkach z wizerunkiem i podstawowymi informacjami o kandydacie. Na kartce, na której zapisywana jest data wraz z godziną zgłoszenia się, brakuje jakichkolwiek informacji na temat przychodni, czy nawet numeru telefonu, który mógłby posłużyć pacjentowi do kontaktu. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby na karteczkach tych był już zapisany termin wizyty u specjalisty. Ale nie, pacjent otrzymuje bowiem informacje, kiedy ma przyjść ponownie, żeby zapisać się na właściwą wizytę. Oczywiście obowiązkowo, podczas drugiego zapisu, musi okazać się otrzymaną „ulotką”. Sytuacja ponoć ma miejsce od 29. października.
Dodajmy, że zgodnie z oświadczeniem majątkowym złożonym 1. października, kandydat, związany jest umową o pracę zarówno ze szkołą mieszczącą się w tym samym budynku, jak i samą przychodnią.
Jak wszyscy wiemy, zdrowi do lekarza chodzą bardzo rzadko. Postawmy się teraz w sytuacji człowieka schorowanego, mającego problem z chodzeniem czy nawet staniem, który musi dwa razy iść do przychodni, znacznie oddalonej od miejsca zamieszkania i dwukrotnie odstać swoje.
Próbowałem zasięgnąć języka w przychodni, ale niestety, nikt nie odbiera telefonu.
Sam kandydat, z tego co udało nam się dowiedzieć, nie widzi w tym nic niestosownego, zasłaniając się brakiem kolizji z obowiązującym prawem. Podobne zdanie mają panie w rejestracji. Nam pozostaje życzyć powodzenia i „wyrazić nadzieję”, że pacjenci również uznają takie praktyki za coś normalnego i nie zniechęcą się do oddania głosu. A pacjentom życzymy, aby 16. listopada nie zabrakło im siły i ochoty, aby zrobić sobie kolejny spacer, tym razem do lokalu wyborczego.
Przypadkiem „zapisów na zapisy” ma się zająć Narodowy Fundusz Zdrowia, do którego jeden z pacjentów już zwrócił się z zapytaniem, czy te praktyki nie naruszają przepisów prawa lub warunków kontraktu.
W obydwu przypadkach stanowisko wyraziła już Państwowa Komisja Wyborcza, która oczywiście nie zauważyła złamania prawa, lecz negatywnie oceniła etyczny aspekt tego typu działań kandydatów.
Spotkaliście się z dziwnymi praktykami kandydatów? Zgłaszajcie to do nas, a przede wszystkim do Państwowej Komisji Wyborczej. Zgłoszenia można dokonać drogą pocztową lub elektroniczną, wysyłając wiadomość na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Aby zgłoszenie potraktowane było poważnie, należy podać imię, nazwisko i adres zamieszkania osoby kierującej pismo.
- Szczegóły
- Mateusz
- Kategoria: Felietony
- Opublikowano: - Lis 08, 2014
- Odsłony: 4755